piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 2~He makes me feel safe

-Tak bardzo cieszę się na ten wyjazd! - krzyknęła Cat, biegając po całym pokoju i skacząc ze szczęścia. O moj Boże, chyba nigdy nie widziałam jej tak uradowanej! Oczywiście podzielałam jej entuzjazm, jakże by inaczej, lecz ona naprawdę zwariowała.
-Catherine Smith, czy z Tobą wszystko w porządku? - Zaśmiałam się głośno, a Emily mi zawtórowała. Nasza przyjaciółka stanęła na środku pokoju, krzyżując ręce na piersi i robiąc obrażoną minę.
-Oczywiście, że wszystko ze mną w porządku, Alice - odpowiedziała, tym razem spokojnie.
Pokręciłam głową i wrzuciłam kosmetyczkę do torby.
-Masz dwie godziny do wyjazdu, radzę ci się spakować - odezwała się Em.
Cat wywróciła oczami i podeszła do swojej walizki, upychając do niej ubrania.
-Jesteś bałaganiarą! - skomentowałam jej zachowanie i to, jak przykłada się do pracy. Ta zmierzyła mnie wzrokiem, a po chwili caa nasza trójka wybuchła gromkim śmiechem.
-Skończyłam pakowanie, mogę iść się szykować! - krzyknęłam usatysfakcjonowana, po czym zaniosłam torbę pod drzwi. Przez chwilę wahałam się, czy aby na pewno nie zostać i nie ponabijać się ze sposobu pakowania ubrań Cath, lecz stwierdziłam, że mam naprawdę ciekawsze zajęcia.
Udałam się do łazienki, gdzie rozczesałam włosy i ułożyłam je. Umyłam jeszcze zęby, gdyż byłam po śniadaniu. No, nie wiem, czy można nazwać to śniadaniem, gdyż zjadłam tylko brzoskwinię. Nie moja wina, że naprawdę je uwielbiałam!
Zdecydowałam, że nie będę się malować. Przecież i tak jedziemy pod namioty, tam nie muszę wyglądać jak bóstwo. To ma być wypad na luzie - jak określił to Rocky. W sumie jestem zadowolona, że zaproponowali nam ten wypad. Byłam do niego pozytywnie nastawiona i miałam nadzieję, że się nie zawiodę.
Wróciłam do swojego pokoju, zwalniając przy tym łazienkę Emily. Cat chyba męczyła się jeszcze z pakowaniem. Postanowiłam, że dotrzymam jej towarzystwa. I tak właśnie spędziłam te dwie godziny do wyjazdu.

-O Boże, co ty zapakowałaś do tej walizki?! - Ross zdziwił się, kiedy podnosił torbę Catherine. Zasłoniłam sobie usta, próbując powstrzymać się od śmiechu. Szturchnęłam Emily stojąca obok, by pokazać jej, jak blondyn siłuje się z bagażem jej młodszej siostry. Ona zachichotała, a po chwili podskoczyła, piszcząc cicho. Okazało się, że to tylko Rocky wystraszył ją od tyłu. No tak, cały on.
Brakowało mi tu kogoś jeszcze, a mianowicie Rikera. Czyżby nie jechał?
-Gdzie Wasz braciszek? - zapytałam trochę poddenerwowana.
Rocky i Ross zaczęli się śmiać. Czyżby aż tak bawiło ich to, że się martwię? Nic bardziej mylnego.
-Stoję tuż za Tobą, idiotko. - Usłyszałam czyjś szept, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odwróciłam się i zmierzyłam blondyna wzrokiem.
-Nigdy więcej nie nazywaj mnie idiotką, idioto! - odpowiedziałam, tupiąc nogą.
-Oczywiście, idiotko. - Uśmiechnął się zawadiacko, co wywołało u mnie lekkie dreszcze. Uderzyłam go lekko w ramię na znak, że ma przestać. Jednak mimo wszystko uwielbiałam te jego żarty i nasze głupie odzywki. Nie wiem czemu, ale naprawdę sprawiało mi to radość.
-Wsiadajcie, my zapakujemy bagaże!
Pociągnęłam przyjaciółki za ręce, po czym wsiadłyśmy do małego busa. Rocky miał prowadzić, więc Emily usiadła na samym końcu, za to ja i Cat zajęłyśmy miejsca tuż przed nią. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego dziewczyna tak bardzo cieszyła się na naszą wycieczkę. W końcu będziemy mieć czas, by odpocząć!
Chłopaki wsiedli chwilę po nas, co oznaczało, że byliśmy gotowi do podróży. Czekał nas cały dzień jazdy.


Po rozłożeniu namiotów Ross zaproponował wszystkim ognisko. Stwierdziłam, że to dobry pomysł, gdyż od zawsze uwielbiałam ogniska. Wiedziałam też, że blondyn zabrał gitarę, co oznaczało, że będziemy mogli pośpiewać. Ucieszyło mnie to, bo przecież nie ma nic lepszego od wspólnego śpiewania przy ognisku. Smuciło mnie tylko to, że ja niezbyt potrafiłam śpiewać i zawsze kończyło się to porażką.
Trójka rodzeństwa zajęła się rozpalaniem ognia, natomiast my szukałyśmy czegoś, na czym moglibyśmy usiąść. Udało nam się znaleźć kilka drewienek, które doskonale nadawały się jako siedzenie. Nie były ciężkie, więc z łatwością przeniosłyśmy je na obozowisko. Miałyśmy szczęście, bo gdy wróciłyśmy, wszystko było praktycznie gotowe.
Usiadłam na pieńku obok Rikera. Uśmiechnął się na mój widok, a ja chwyciłam jego dłoń i mocno ją ścisnęłam. Miałam na sobie bluzę, lecz wciąż było mi chłodno. Liczyłam więc, że ciepło, które biło od niego jakoś mnie ogrzeje, pomijając oczywiście ognisko.
Emily usiadła na kolanach Rocky'ego. Ich widok był rozczulający, naprawdę. Cieszyłam się, że im się układało. Widziałam, że brunet dawał mojej przyjaciółce szczęście i miłość, co mnie satysfakcjonowało, gdyż ja po prostu chciałam, żeby ona również była szczęśliwa.
Cat usiadła pomiędzy mną, a Rossem. Uśmiechnęłam się, kiedy przyuważyłam, że blondyn patrzy na nią dyskretnie. Miałam świadomość, że zachowywałam się niczym jakiś szpieg, ale taka już moja natura i nikt nie powinien mieć mi tego za złe.
-To jak, śpiewamy coś? - zapytałam, klaszcząc w dłonie.
Ross sięgnął swoją gitarę i już po chwili usłyszałam dźwięki dobrze znanej mi piosenki. Przymknęłam oczy, chcąc wsłuchać się w melodię.


Remember that trip we took in Mexico
Hangin’ with the boys and all your senioritas
I never spoke up, yeah never said hello
But I keep on trying to find a way to meet ya

I was chillin
You were with him
Hooked up by the fire
Now he’s long gone
And I’m like so long
Now I got my chance
Now I, now I got my chance


Zaśpiewali zwrotkę, a ja już miałam wystukiwać w myślach kolejne słowa piosenki, kiedy najmłodszy z nich przestał grać.
-No dalej, teraz wy! - zwrócił się do nas z uśmiechem na twarzy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego przerażona. Że niby ja mam śpiewać? 
Blondyn z powrotem powrócił do grania, tym razem był czas na refren. 
Usłyszałam tylko, że Cat i Emily przyłączyły się do chłopaków, więc stwierdziłam, że nie będę inna i również zaśpiewam. Wyśpiewywałam kolejne słowa dosyć cicho, żeby inni nie słyszeli mojego wycia. Było mi wstyd, że znajdowałam się w gronie muzyków, a sama miałam głos jak skrzecząca sroka. Na szczęście nikt nie miał do mnie żadnych wyrzutów, więc już po chwili śpiewanie zaczęło sprawiać mi radość. 
Gdy piosenka się skończyła, Riker objął mnie ramieniem, a ja poczułam mrowienie, to przyjemne mrowienie. Uśmiechnęłam się lekko i na niego spojrzałam. Był taki szczęśliwy... Ja również byłam, gdyż ten dzień, a raczej wieczór, należał do jednych z piękniejszych wieczorów od śmierci rodziców. Byłam wdzięczna Lynchom za to, że starali poprawić mi się humor za każdym razem, gdy się spotykaliśmy. Uszczęśliwiali mnie po prostu tym, że byli obok. Tyle mi wystarczyło. 

Po około dwóch godzinach siedzenia przy ognisku, wszyscy stwierdziliśmy, że jesteśmy już zmęczeni. Rozeszliśmy się do swoich namiotów, by odpocząć i iść spać. Wyjęłam z torby małą poduszkę, koc oraz śpiwór i już po chwili leżałam gotowa do snu. Zamknęłam oczy, chcąc jak najszybciej zasnąć, jednak to nie było takie łatwe. Nie wiem dlaczego, jednak coś nie pozwalało mi spać. Zaczęłam żałować, że mamy osobne namioty. Nie lubiłam spać sama, wolałam, żeby ktoś przy mnie był. 
Minuty mijały kolejno, a ja nadal nie mogłam usnąć. Wierciłam się, przekręcałam z jednego na drugi bok, odkrywałam się, gdyż czasem było mi duszno, jednak nawet to nie pomagało. Wstałam z ziemi i nie zważając na nic, wyszłam na zewnątrz. W ręku trzymałam poduszkę i koc, bo bez tego na pewno bym się nie wyspała. Rozejrzałam się jeszcze, czy aby nie pomyliłam namiotów, a gdy stwierdziłam, że wybrałam dobry, schyliłam się i odchyliłam kawałek materiału. 
-Śpisz? - zapytałam cicho. Nie chciałam go budzić, ale w głębi duszy miałam nadzieję, że jednak nie śpi. 
-Nie, możesz wejść - odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się tylko szeroko i weszłam do środka. Poczłapałam na czworaka do leżącego blondyna i ułożyłam się obok niego. 
-Nie mogłam spać - wytłumaczyłam, patrząc w górę. Żałowałam, że namioty nie miały przeźroczystego dachu. Mogłabym wtedy leżeć i oglądać gwiazdy. Tym razem musiałam zadowolić się granatowym materiałem. 
Riker nie odpowiedział i tylko przyciągnął mnie bliżej siebie. Przymknęłam oczy i to właśnie wtedy zaczęłam odczuwać zmęczenie. Wiedziałam, że przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Przy nim zawsze było bezpieczniej. 
Nie minęła chwila, a ja już spałam. 


Halo, halo! 
Ktoś tu jeszcze o mnie pamięta? Oby tak, bo wracam:) Wiem, że zawiodłam, ale po prostu brak czasu uniemożliwił mi napisanie tego rozdziału.  Zaczęłam w czerwcu, skończyłam w sierpniu...
Ale już jestem i w miarę moich możliwości postaram dodawać się jak najczęściej:)
Jeśli przeczytałeś~skomentuj, gdyż to naprawdę bardzo mnie motywuje i cieszy.





środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 1~Our relationship is strange

-Alice, gdzie ty, do cholery, jesteś?!-Cat krzyczała na mnie przez telefon, a ja biegłam ile sił w nogach do samochodu stojącego przed moim domem. Co za zwariowany dzień!
-Czekaj na mnie na parkingu, będę za pare minut!-Wysapałam i rozłączyłam się. Schowałam komórkę do tylnej kieszeni moich spodni i wsiadłam do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki, a pojazd po chwili odpalił z głośnym warkotem.
Cat to moja przyjaciółka, która właśnie przyleciała z Nowego Yorku, aby zamieszkać razem ze mną i jej siostrą. Jest o rok młodsza ode mnie, więc dlatego dotarła do nas dopiero dzisiaj. Skończyła szkołę i postanowiła przeprowadzić się do Los Angeles, gdyż prócz mnie i Emily nie miała w NY nikogo bliskiego. Byłam pewna, że w przeciwieństwie do mnie, szybko znajdzie sobie pracę. Ja nadal jej poszukiwałam, jeśli można tak to nazwać. Odziedziczyłam dość spory spadek po śmierci moich rodziców, więc do tej pory starczyło mi na wszystkie wydatki. Nie chodziło o to, że byłam leniwa. Po prostu chciałam skosztować trochę życia, zanim na moją głowę spadnie masa obowiązków, a w tym praca, która będzie prześladować mnie aż do emerytury. Brzmi okropnie, nie?
Po upływie dwudziestu minut, znalazłam się na lotniskowym parkingu. Wysiadłam z auta i założyłam okulary przeciwsłoneczne, gdyż słońce dawało się we znaki. Oparłam się o maskę samochodu i w tej pozycji wypatrywałam Catherine. Minęło może dziesięć sekund, a ja już zobaczyłam szatynkę biegnącą w moją stronę. Wyglądała komicznie z tymi torbami, które za sobą wlokła. Wybuchłam gromkim śmiechem, a dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Jak to jest zobaczyć kogo po dziesięciu miesiącach? Wspaniale! Dziwiłam się całej naszej trójce, że potrafiłyśmy bez siebie wytrzymać.
Cat puściła mnie dopiero wtedy, gdy zakomunikowałam, że brakuje mi powietrza. Jak taki chudzielec może mieć tyle siły? Była chuda nie bez powodu, gdyż zajmowała się modelingiem. Od dziecka marzyła o byciu modelką, teraz mogła sobie na to pozwolić. Miała śliczne, brązowe oczy, włosy tego samego koloru, o które zawsze dbała oraz pełne usta, których bardzo jej zazdrościłam. Jednak ładna buźka to nie wszystko. Moja mała panienka Smith zawsze była uprzejma, sympatyczna i pomocna, co również mogłoby jej pomóc w karierze.
-Opowiadaj, co u Ciebie-zachęciłam dziewczynę, aby opowiedziała mi, co wydarzyło się przez ten cały okres, w którym się nie widziałyśmy. Przecież to cały rok!
Przez większość drogi Catherine nawijała o swoich sukcesach, wzlotach i upadkach, a ja dumnie słuchałam wszystkiego, co miała mi do powiedzenia. Nie można było określić mojego szczęścia w chwili, gdy powiedziała mi o podpisaniu kontraktu ze znaną marką kosmetyków!
Kiedy tylko podjechałyśmy pod dom, naprzeciw wybiegła nam Emily-siostra Cat, a zarazem moja przyjaciółka. Mieszkałyśmy tutaj razem od niecałego roku. Em spotykała się z gitarzystą zespołu R5-Rockym już prawie siedem miesięcy. Czasem zabierał nas na koncerty całej grupy, co bardzo mi się podobało, gdyż była to dla mnie fajna zabawa. Lynchowie i Ell byli naprawdę pozytywnymi osobami i wspaniałymi przyjaciółmi. Obdarzyli nas szczególną sympatią i troską, kiedy prawie wcale nie znałyśmy miasta.
Zaprowadziłam szatynkę do jej pokoju na poddaszu, aby się rozpakowała. Przyznam szczerze, że przygotowałam jej całkiem fajną sypialnię.
Było dokładnie dwadzieścia jeden minut po godzinie piątej, co oznaczało, że za godzinę i dziewiętnaście minut mamy stawić się w domy Lynchów. Zaprosili nas na kolację, gdyż bardzo chcieli poznać Cat. Widzieli naszą ekscytację, kiedy dowiedziałyśmy się, że nasza mała dziewczynka w końcu się do nas wprowadzi. No, już nie taka mała. Wyrosła z niej naprawdę wysoka i szczupła dziewczyna. O litości, gadam jak babcia Emily!

Ubrana byłam w czarne rurki, białą bluzkę i kurtkę jeansową, więc postanowiłam, że nie będę się specjalnie przebierać na tę całą kolację. Wszyscy tam i tak byli bardzo skromni, nie preferowali nie wiadomo jak eleganckich sukienek czy spódniczek. W sumie to dobrze, bo ja też zbytnio za nimi nie przepadałam. Od czasu do czasu mogłam założyć coś takiego, jednak nie robiłam tego zawsze. Emily i Cat myślały podobnie do mnie, więc również ubrały się dosyć luźnie. Byłam zaskoczona, że Catherine tak chętnie chciała iść. Ja bałam się nawiązywania nowych znajomości, ona wręcz przeciwnie. W pewnych kwestiach naprawdę się różniłyśmy.
Po godzinie przygotowań byłyśmy już gotowe, więc zabrałyśmy ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłyśmy z domu. Zakluczyłam drzwi, choć to wcale nie było konieczne, gdyż nasza dzielnica była baaaardzo spokojna. Żadnych kradzieży, włamań i tego typu rzeczy. Czasem zdarzały się jakieś bójki, ale to chyba normalne. Młodym ludziom różne rzeczy uderzają do głowy...
Dom, a raczej pałac naszych przyjaciół, znajdował się dosłownie kilka budynków dalej. Pare metrów i byłyśmy na miejscu. Zadzwoniłyśmy dzwonkiem, który pod wpływem naszego dotyku zaczął "śpiewać". Drzwi otworzył nam Rocky, właśnie jego się spodziewałam. Emily wpadła w jego ramiona i złożyła długi pocałunek na jego wargach, a my weszłyśmy do środka. Nie nazywałam tego miejsca pałacem tylko dlatego, że był on bardzo bogato wystrojony, ale dlatego, że panowała w nim nieziemska atmosfera. Pałac jest idealny, zupełnie jak ten dom.
Rozebrałyśmy się, Rocky wziął nasze okrycie wierzchne i zaprowadził nas do salonu. Gdzie siedzieli pozostali domownicy. Ratliff, Ross, Rydel przywitali nas z uśmiechami na twarzy i zaprosili nas do stołu.
-Gdzie jest Riker?-zapytałam.
Riker to chłopak, którego darzę szczególną sympatią. Od początku był przy mnie, pomagał mi w trudnych chwilach, akceptował wszystkie moje głupstwa. Wiem, że głupio tak mówić, bo znamy się tylko trochę więcej niż pół roku, ale naprawdę jestem mu wdzięczna za to wszystko, co dla mnie robi. Emily i Rydel już dawno zauważyły, że traktuję go inaczej, niż resztę rodzeństwa. No cóż, był moim ideałem. Nie mogłam temu zaprzeczyć.
-Tu jestem!-krzyknął, wchodząc do pokoju.
Zaśmiałam się na jego widok, uszczęśliwiał mnie swoją obecnością.
Blondyn usiadł na krześle naprzeciwko mnie, obok niego siedział Ross i Ellington, który zaraz po Rikerze był drugą osobą, która bardzo mi pomogła. Często miewałam dni słabości, np. gdy myślałam o zmarłych rodzicach czy innych dołujących mnie rzeczach, a ta dwójka zawsze była przy mnie.
Moja relacja z Rikiem była nadzwyczaj dziwna. Oboje wiedzieliśmy, że lubimy siebie bardziej, niż pozostałe osoby, jednak nikt z nas nie umiał tego okazać. Moglibyśmy tak lekceważyć uczucia do końca życia. Z jednej strony chciałabym czegoś więcej, z drugiej było mi dobrze, gdy byliśmy tylko przyjaciółmi. Nie, gadam bzdury. Chciałam czegoś więcej, chciałam poczuć jego dłoń na mojej dłoni, jego usta na moich ustach, chciałam j e g o.



Hejka!
Rozdział 1 taki trochę nudny, ech... Za pare rozdziałów powinno się rozkręcić. Mam nadzieję, że historia Was zaciekawi.
Zapraszam do zajrzenia do strony z bohaterami. Wygląd nie zachwyca, ale wszystko robiłam sama, więc w sumie jestem dumna XD
Komentujesz=motywujesz :) Miło by było przeczytać coś pod postem! ♥